Kwiat Herkulesa

Disney’owski Herkules to baśń o dojrzewaniu boga na Ziemi. Nie wiadomo dlaczego jednak Herkules zapisał się w świadomości zbiorowej jako Siłacz i mówi się o mężczyźnie, kiedy jest silny, że to Herkules. Takie uproszczenie w sposób zanadto precyzyjny odcina od Herkulesa jego kwiatostan: to co z siebie wypuścił w efekcie swoich przemian i że było to zupełnie inne, niż atletyczna siła, którą wzorcujemy u siebie w każdym aspekcie życia. Zawłaszczyliśmy Herkulesa do tego, żeby stał nam na piedestale naszego siłowania się z życiem i był autorytetem do tego, co sami uprawiamy. Ale Herkules w takiej formie, to jedynie projekcja naszego zaduszonego we własnym sosie człowieczeństwa: naszego fermentowania w tylko-człowieczeństwie.
A człowiek, to nie tylko człowiek, ale i Kwiat. Nasza ludzka bieda polega na tym, że dokonaliśmy podziału świata na części elementarne i kwiat u nas to… kwiat. A czym jest kwiat? Swoimi częściami elementarnymi. Rozumiemy wszystko w aspekcie cząstek elementarnych. Dlatego świat stał się ontologicznie Nudny, a w takim świecie faktycznie trzeba się siłować o przeżycie. Do tego trzeba być takim Herkulesem, jakiego chcielibyśmy w Herkulesie widzieć. Ale gdybyż spojrzeć na świat jako metaforę, że nie jest on metafizyczny, ani tylko fizyczny, ale metaforyczny, to kwiat byłby zapowiedzią naszej całości do jakiej dążymy. W tym spojrzeniu człowiek jest dla boga tym, co łodyga dla kwiatu. Całość naszego istnienia zawiera się właśnie w tej dwoistości. A może troistości, bo nie wolno zapominać o Hadesie, który jako Pan Podziemia, odgrywa równie istotną rolę w tym procesie.
Historia Herkulesa właśnie tak się zaczyna: od zasiania ziarna w Ziemi, bo boskie dziecko zostaje ukradzione z Olimpu i sprowadzone na Ziemię, a potem już Podziemność Hadesa cały czas dba o wzrastanie Herkulesowego Kwiatu. Herkules to ktoś, kto potrafi w końcu od Ciemności wziąć to, co jest mu potrzebne do wzrastania. Potrafi, tak jak Korzeń, wyciągać z niej tylko życiodajne soki, bo wie, że jest Kwiatem, wie do czego dąży. Nie może być zapuszczania bez wypuszczania, bo tylko wtedy Człowiek przędzie się w górę w tym Ziemskim Ogrodzie. I tym samym dobrze się wietrzy i natlenia Duchem. Zostawanie w tylko-człowieczeństwie powoduje ferment grozy i cierpienia. Ciemność powinna pozostawać w ziemskim-spokoju jako nośnik minerałów. Herkules w tym stanie jeszcze tylko-człowieczeństwa walczy z Ciemnością, czyli karykaturalnymi potworami takiej nie-uspokojonej ciemności: z hydrą, tytanami i cyklopami.
Życie ludzkości to wielki ferment tylko-człowieczeństwa, gdzie jedyną drogą człowieka jest tylko ta do Starzenia się i Umierania. Oddzieliliśmy się nie tylko od Ciemności, która jakoś bardzo chce do nas wrócić, ale i od Boskości, która biednie spoczywa albo w jakiejś odległej dali, albo nie ma jej wcale. A gdybyż tak bardziej słuchać baśni i opowiadać sobie wzajem, że życie to droga-do-boga, ale nie tam w Zaświatach, tylko do boga, który z Nas Wyrośnie? Że Bóg nie jest wcale skomplikowany, tylko jeszcze-nie-rozwkietnięty? Gdyby go zrobić dzieckiem w naszych dłoniach i zadbać o tę Delikatność jak o dziecko? Gdybyśmy zapowiadali sobie wzajem Rozkwitanie a nie Starzenie się? Mówiło by się do siebie: będziemy Rozkwitać. To pewne po kwiatach i drzewach, że człowiek jest Rośliną. Nie trzeba szukać Boga w Kosmosie. Bóg to część w człowieku, która rozkwita od Słońca i Ziemi. I każdy miałby swój święty czas herkulicznego rozwijania w sobie boga. Nikt by nikomu w to nie zaglądał, bo każdy dokonywałby w sobie tego sam, wedle własnej miary i własnego pośpiechu. Każdy by patrzał na każdego jak na Rozkwitka: że (w trudnych chwilach) zmaga-się-z-Rozkwitaniem.
Nasza rzeczywistość międzyludzka jest jednak tak smutno nie-baśniowa. Nie opowiada o przemianach. Nie naprowadza na nie. Jest rozczłonkowana. Nie uznajemy Drogi, Korzeni i Kwiatu. Człowiek jest wyabstrahowany ze swojej całości. Jest pozbawiony swojej Drogi. Utknięty pomiędzy podłogą, a sufitem. Nie opowiada nam się, że substancja naszego życia będzie chciała się zmienić, skupić inaczej, z ludzkiej będzie chciała stać się boską. Pokazuje nam się Przyrodę, ale nie mówi, że jak wszystko w niej, będziemy musieli przejść z jednego stanu skupienia w drugi. Że nie możemy za długo żyć tylko człowiekiem i że nie możemy przeżyć w Przyrodzie całego życia jako człowiek jedynie.
Nie pasowanie do Świata
Herkules jako młody chłopak żyje i wychowuje się u swoich ziemskich rodziców Amfitriona i Alkmeny. Nie kwestionuje tego porządku, ani swojej, wydaje się, nadludzkiej siły, która jest dla starszych już rodziców bardzo przydatna. Ale siła ta z drugiej strony czyni go Niezdarnym. Ludzie boją się jego siły, która nieumiejętnie użyta, staje się w końcu przyczyną katastrofy. Pierwszy życiowy zwrot w życiu Herkulesa następuje właśnie po niewinnej zabawie we freesbe, kiedy rzucając talerzem dokonuje wkoło siebie spustoszenia, obalając silnym ruchem wszystkie kolumny otaczające targowisko, na którym się znajdował. Kiedy Herkules stoi na środku placu, który cały złożył się jak zapałki u jego stóp, zdaje sobie po raz pierwszy wyraźnie sprawę: „ja tu nie pasuję”.
Herkules do tego momentu żył życiem-zastanym. Tym, co zastał, kiedy przybył na Ziemię. To zastane życie, które dostajemy, daje nam pewien bardzo duży Rozpęd, który starcza na długo. Na początku jest ekscytujący, ale potem zaczyna słabnąć do czasu wygasania i wygaśnięcia (depresji). To Wygasanie Rozpędu czyli koniec siły-nam-danej, oznacza jedynie, że potrzebujemy innej, niż ta, która działała w dawnych warunkach. Wygasanie rozpędu nie oznacza, że siły nie było, tylko że przyszedł czas na Nową. Że energia, którą mieliśmy starczyła do-tego-momentu. To pierwsze życie, „ziemskie” ma swoją siłę opartą na tym, co dali nam Ziemscy Rodzice i koniec tej siły nie jest oznaką braku czegoś przeszłego. Rodzice dają nam siłę na pierwszy rozpęd życia, na jego pierwsze przeżywanie, na pierwszą przymiarkę. Koniec tego rozpędu jest jedynie oznaką, że kokon się otwiera, że potrzebujemy wyjść i rozszerzyć skrzydła tak, jak wtedy, kiedy Herkules otrzymuje w świątyni Zeusa skrzydlatego Pegaza, żeby na nim przebyć dalszą drogę.
Wygasanie energii pierwszego rozpędu - tak jak u Herkulesa kiedy stoi ze spuszczoną głową na placu targowym, a wszystkie filary (jego życia) leżą na ziemi - jest w rzeczywistości momentem, który projektujemy sami-sobie. Coś w Herkulesie dokonuje tego samo, tym śmiesznym ruchem unicestwienia wszystkiego, co stoi nad nim jak strażnicy porządku życia. Jest w Herkulesie siła, której on sam nie rozumie, ale która doskonale rozumie samą siebie. Tak samo jak siła naszego życia początkowo godzi się na warunki i filary życia, ale cały czas jest niezdarna, jakby zupełnie nie mieściła się w tych ramach, w których funkcjonujemy. Ta siła wydaje się być przeto jakąś oślą przypadłością, ale w rzeczywistości dokonuje bardzo precyzyjnego ruchu uwolnienia od ram, w których się zupełnie nie mieści, w której jest tylko siłą juczną, zamiast wielką i ogromną siłą życiową, mocą basenu, a nie mocą oceaniczną. Nie robi tego więc sam Herkules, ale to coś w Herkulesie, co domaga się rozrostu.
Niezdarność Herkulesa w czasie tego życia z pierwszego rozpędu jest zabawna, bo tak dobrze uporządkowanie jest przecież jego życie. Kto się nie przejrzy jak w lustrze w scenie, w której Herkules dzielnie prowadzi wóz ojca zamiast oślicy, która zwykle to robiła? Tak jak Herkules uśmiechamy się, kiedy prowadzimy wóz naszego życia, bo jeszcze nam dobrze w tym wszystkim, cieszymy się z tego, jakim sprawnym koniem jesteśmy. Ale poza tym, jak dobrze nam idzie, zasadnicze kwestie nam się zawsze wymykają, nie mamy rąk do ich uchwycenia, dobre z nas konie, ale nie wychodzi, jeżeli chodzi o kwestie subtelne. Herkules jest niezdarny. My jesteśmy ontologicznie niezdarni. Na tym etapie życie można jedynie od-grywać, jak w sztuce Szekspira, z filarami scenicznymi, zamiast filarami drzew. Na tym etapie życie prawdziwe nie może się udać. Nie ma do tego praw naturalnych.
Mamy więc swoje pierwsze życie, na którego początku dostajemy potężny zasób energetyczny na drogę, żeby-nam-starczyło. To wszystko nas prowadzi, daje nam siłę napędową do tego etapu, w którym zechce nas powołać ta Większa Siła, która najpierw wyczerpie pierwszy zasób, a potem doprowadzi do upadku wszystkiego, co go podtrzymywało. Naszą pierwotną nadzieją jest wtedy chęć odbudowania go. Szukamy utraconego napędu życia, żeby czuć powiew znowu-życia: w ludziach, w rzeczach, w różnych sytuacjach, w naszych nadziejach i oczekiwaniach. Powoduje to w nas dramatyczne uczucie pustki, które sprawia, że myślimy, że coś z nami nie tak: że życie toczy się nie uwzględniając naszego wewnętrznego poczucia oderwania od niego i pozostawania daleko w tyle za jego pędzącym pociągiem. Ta pustka jest areną, na którą wstępuje Bohater. To wtedy zaczynamy walczyć o-powrót-na-olimp, wtedy postanawiamy zasłużyć na to poczucie wewnętrznego dopasowania, wtedy zaczynamy się starać, trenować, dyscyplinować, szlifować, piłować. Zaczyna się wielka kuźnia Kogoś, kto się Czymś-wykaże, czy to społecznie, czy to rodzinnie. Jest to moment, kiedy Herkules wzywany przez swoją Drogę, trafia do świątyni Zeusa, żeby dowiedzieć się, że jest bogiem, ale że nie może wrócić na Olimp, bo ma już pewną przypadłość: jest już za bardzo ziemski. Być może właśnie tak można nazwać to nasze uczucie pustki: za bardzo już ziemscy i ludzcy, ciężcy od bycia już tak bardzo ziemskimi, tyle czasu tylko-ludzkimi. I wtedy właśnie Zeus mówi do Herkulesa jego własnym wewnętrznym głosem: wrócisz na Olimp, kiedy udowodnisz, że jesteś prawdziwym bohaterem.
W powrocie na Olimp ma Herkulesowi pomóc trener bohaterów. Nie należy jednak spodziewać się tutaj kogoś wielkiego, bo okazuje się nim karzeł Filoktet: mistrz, któremu jeszcze nigdy nie udał się jego fach, gdyż wszyscy jego uczniowie zawiedli go w sztuce stawania się bohaterem, posiadali swoje tzw. słabe punkty, które ich dyskwalifikowały, jak np. pięta Achillesa. Tak jakby bohaterski pancerz nigdy nie mógł się w całości zawiązać na tym ciele bohatera, zawsze był dziurawy i z tej dziury wylewać się miała cała bohaterszczyzna. Tak jakby to zakuwanie się w bohatera było wyśmiewane przez życie, które znowu samo podważa wszelkie narzucone mu konstrukcje i to jednym pstryczkiem w piętę. Życie wydaje się nie tolerować bohaterów. Herkules również nie staje się bohaterem, o jakim marzył Filoktet.
Chociaż Herkules świetnie sobie radzi z pokonywaniem potworów, które nasyła na niego Hades, to jednak w końcu i on okazuje się mieć swoją słabość. O ile sami sobie nakładamy laury za tworzenie w sobie pewnej zaprojektowanej wcześniej siły, która powstaje z jakiejś metody i działa w jakimś porządku, o tyle życie jest żywiołem, który naprowadza nas raczej na nasze słabości, dopada nas tak jak Hades poprzez nasze czułe punkty, ale tym samym pokazuje nam, że je mamy. Można nawet powiedzieć rzecz nieco kolokwialną, że jeżeli czegoś doświadczamy trudnego, to najpewniej była to nasza pięta Achillesa, że był to nasz Słaby Punkt. Nie ma on znaczenia pejoratywnego, tylko znaczenie budujące, bo słaby punkt staje się punktem wyjścia do czegoś bardziej w nas Prawdziwego. Uczy nas naszej nienormatywności, pokazuje nasz właściwy budulec, każe nam się wyłożyć ostatecznie z ram, do których chcieliśmy pasować jak spreparowane okazy kwiatów. Pokazuje nam raczej naszą Prawdziwą Dzikość i każe się z nią pogodzić.
Bohater w nas to ktoś, kto zabija swoją ciemność, kto próbuje wykarczować ją z życia, jak Herkules Hydrę, potwora z wieloma-łbami, którego manierą jest odradzanie się na skutek uśmiercania. Bohater walczy z odradzającym się w sobie poczuciem pustki. Zabijamy pustkę cosiowaniem: coś jedzeniem, coś-kupowaniem, coś-robieniem, coś-działaniem, coś-czytaniem, coś-rozwijaniem się, coś-medytowaniem, gdzieś-podróżowaniem. Nie chodzi o to, że te czynności są złe, tylko o to, że wyrastają z punktu cosiowania. To Coś każe nam robić te rzeczy, ale nie chcemy poznać Cosia. Jeżeli nasze funkcjonowanie w świecie bierze się z tego jednego punktu, to wtedy powołujemy ciemność do bardziej istnienia, wyrasta jej więcej głów. Odcięliśmy od siebie ciemność i dlatego musimy ją odcinać już cały czas.
Ale ciemność wyrodnieje bo nie chce zostać uznana. Sami tworzymy jej potworny wygląd swoim nożem, jest pokuta, wyciosana z naszych zadanych jej razów. Filoktet pomaga nam zwalczyć tę ciemność, działa na usługach naszego rozczłonkowania. Jest metodyczny, tak jak my, kiedy próbujemy stać się doskonali, zasłużyć na coś. Kiedy próbujemy pomnożyć w sobie człowieczość, zamknąć się w niej, zamiast ją przewietrzyć. Mamy mnóstwo metod, nawet te które pomagają nam być subtelnymi, próbujemy stać się duchowi, też metodycznie. A jednak wygląda na to, że nie ma się co martwić o metodę, bo jest ona co najmniej drugorzędna w stosunku do Drogi, którą prowadzi nas wujek Hades: on pozwoli nam zawiązać wyłącznie osobisty i potężnie intymny związek z życiem, dobierze nam się do trzewi, do ukrytej w nas słabości, bo to w niej jest nasza głębia. Hades zapuszcza nas w naszą Ziemię: on nas osadzi w naszym miejscu Istnienia, nieubłagany pokaże nam, że jesteśmy w sobie, a nie w kimś innym lub czymś innym, a jak starczy nam herkulicznego czasu, to jeszcze wypuścimy z tego osadzenia (zakorzenienia) swój Kwiatostan.
Siła Serca
Kiedy Herkules zyskuje sławę Bohatera, której przyklaskują całe Teby, wydaje się siebie tak pewien, że bardziej już nie można. A jednak nadchodzi dzień próby: przychodzi do niego Hades i proponuje układ, w którym ukochana Herkulesa, Megara, zachowa życie w zamian za siłę Herkulesa, którą ten ma oddać Władcy Ciemności. Osłabienie Herkulesa pozwala na wyjście spod Ziemi potężnych tytanów i cyklopów, którzy niszczą cały porządek ziemski tak dzielnie podtrzymywany przez Herkulesa. Teraz to Herkules był strażnikiem porządku ziemskiego we własnej osobie. Ten Dzień jest dniem rezygnacji z podtrzymywania ułudy naszego własnego świata, z tego, że dzięki naszej sile wszystko będzie w naszym życiu w takim porządku, jaki mu nadamy. Wiemy, że nie możemy już kontrolować życia, coś przejmuje nad nami władzę, a my sami tracimy tak dobrze skomponowaną silę. To wszystko, co próbowaliśmy w sobie ujarzmić, wychodzi, żeby ujarzmić nas. Herkules podejmuje walkę z cyklopami, ale tylko w takim stopniu, w jakim może to zrobić bez swojej siły, a wtedy Megara zostaje śmiertelnie zraniona.
Zranienie Megary powoduje zerwanie układu z Hadesem dlatego Herkules odzyskuje pełnie mocy, po to jedynie aby zdecydować się na głębszą rezygnację, tą ze swojego życia, bo dusza Megary zaczyna opuszczać jej ciało i udaje się już w otchłanie Hadesu. Ten nowy układ zaproponowany tym razem przez Herkulesa nadmiernie cieszy Hadesa, bo okazuje się… że Herkules wychodzi z otchłani z duszą Megary jeszcze bardziej żywy niż był: nieśmiertelny. Otchłań zamiast zabrać mu życie zrobiła z niego boga. To jakiś błąd otchłani, która w zamian przyjmuje do siebie samego Władcę Ciemności.
Oczywiście, skok w otchłań, to znany motyw w literaturze i w filozofii, nierzadko boleśnie banalizowany. Te wszystkie skoki w otchłań są zachętą do życia niebezpiecznego, gloryfikują postawy odważnego przekraczania granic, zdolności do podejmowania nieludzkich decyzji. Ustawiają się w opozycji do czegoś, co nazywamy dzisiaj strefą komfortu. Takie rozumienie tego jest zatrzymaniem w pierwszej fazie herkulizmu: to próba bycia jeszcze bardziej silnym, tylko już nad przepaścią, wytrzymanie jej obecności. Filozofia ta powiada, że jeżeli nie da się już żyć, to trzeba to odważnie wytrzymać. To wzmaganie herkulicznego zagubienia. To taka próba zdjęcia napięcia pomiędzy chęcią bycia bohaterem, a wewnętrznym bojkotem tego bohaterstwa przez ciemność. Owe skoki to zostawanie w otchłani, próba rozgoszczenia się w niej. Tylko, że owe skoki w otchłań nie są skokiem Herkulesa, który zanurza się w niej po esencje kobiecości, po duszę Megary. Herkules skacze po to, co w niej czyste, krystaliczne, co jednocześnie jest esencją jego samego.
Umierająca-już-prawie-Megara wydaje się obrazować historię kobiecości, z której uleciała dusza, zostało tylko-żywe ciało kobiece. Jak Megara, która patrzy na Herkulesa bolesnym wzrokiem tuż przed śmiercią i wie, że uleciało z niej to, co Najważniejsze. Kobieta patrzy w oczy Mężczyźnie, który chce się w tych oczach kobiety uratować, chce w nich coś znaleźć. Ale dzieje ludzkie potoczyły się na odwrót: to kobieta ma nadzieję uratować się dzięki mężczyźnie, chce żeby zaakceptował jej ciało, dał jej zgodę na istnienie poprzez apoteozę jej cielesności. Kobieta chce być zauważona przez mężczyznę, chce się w nim potwierdzić, bo nie jest świadoma tej Niezłomnej Energii Duszy, która tworzy z niej Odrębną Świątynię. O ile mężczyźni tworzyli lub współtworzą kulturę, o tyle Kobiecość w swojej Esencji to taka Jednorodna Kultura, z jednej kobiety stworzona w niej samej dla niej samej, to Ona jest swoją całą siłą, bez zewnętrznych potwierdzeń. Jest Niezłomna, bo jest w kontakcie z tą esencjonalną energią siebie. Mężczyzna musi się przejrzeć w takiej Kobiecości, żeby nie było w nim za dużo tylko-męskiego, żeby sam mógł aktywować swoją Niezłomność. Herkules zostawia cały świat, o który tak walczył i zanurza się w swojej głębi po to, co w nim Nieśmiertelne, co opiera się życiu Zewnętrznemu, na co nie ma wpływu nawet degradacja materii. Po to, co w nas zostaje wbrew całemu światu, którego prawo mówi, że ciało ludzkie musi umrzeć. Herkules nie miał prawa żyć po wskoczeniu do Hadesu, a jednak przeżył. Bo nieśmiertelne to niezłomne, to co opiera się prawu tego świata, co tworzy swoje prawo w sobie i dla siebie.
Herkules byłby więc baśnią nieco odwrotną do tych, w których kobieta czeka na księcia na białym koniu czy na książęcy pocałunek, który postawi ją z martwych. Wszystkie te baśnie pokazują uśpioną kobiecość, ale te pierwsze mają nadzieję na wybawienie kobiecego ciała jeżeli zechce je ożywić mężczyzna, pokazują ciało które śpi lub czeka na mężczyznę. Ale baśń o Herkulesie pokazuje głębszy dramat: to mężczyzna potrzebuje Żywej Kobiety, takiej której dusza może wrócić na miejsce, bo właśnie ją przywraca Herkules Megarze, a tym samym daje ją sobie. Herkules wskakuje po tę Duszę godząc się na to, że będzie musiał poświęcić w zamian sam siebie: zrobić przestrzeń dla tej Duszy. Przywrócić miejsce Kobiecej Duszy.
Jak powiada na koniec Zeus: miarą prawdziwego bohatera nie jest siła mięśni, ale siła serca. I nie tyle chodzi tu o relacje miłosne, co o pójście po Serce w ogóle, zanurzenie się po nie. Możemy teraz wyobrazić sobie Filokteta, który uśmiecha się całkowicie niewinnie, że przecież mówił już na początku, że nigdy jeszcze nie urobił prawdziwego bohatera. Bo wszelkie metody, jakie wprowadzamy do siebie z zewnątrz, stają się w nas karłami takimi, jak Filoktet, kiedy chodzi o naszą Prawdziwość, do której mamy klucz my sami jedynie. To my jesteśmy twórcami swojej metody, ale dopiero wtedy, kiedy rozpoznamy szerokość geograficzną swojego Istnienia. Dopiero wtedy, kiedy wiemy gdzie się znajdujemy, a w tym pomaga nam Hades, właściwy trener naszego bohaterstwa. Jakby na to nie patrzeć jest on bratem Zeusa i wspólnie z nim działa dla nas. Hadesowi chodzi o nasze puszczenie-się-dalej, w głąb swojej Pięknej Tajemnicy Istnienia. Jest w tym nieubłagany i jego działalność ma sens dopóki nie rozpoznajemy tej szerokości, swojej rozległości, zwyczajnie o niej nie wiemy. Dlatego sam ginie na koniec, bo wypełnił już misję jaką dało mu Głęboko Piękne Życie, które mogło w końcu zamieszkać w Herkulesowej piersi. Dopiero wejście w Serce pozwala nam poczuć uczucie pełnej przynależności do życia, które już nie musi o nic zabiegać i z niczym walczyć. Dopiero wypuszczenie z siebie boskiego kwiatostanu pozwoli Herkulesowi poczuć się dobrze na Ziemi, bo teraz zyskuje poczucie na niej zamieszkiwania. Nie jest już różny od Ziemskiego Ogrodu. Nie jest już tylko człowiekiem, który nie wiadomo skąd wziął się na Ziemi. Jest Kwiatem w pełni delikatności.